Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/20

Ta strona została przepisana.

Wprawdzie Ryszard Verniere umarł, lecz pozostawił córkę, jedyną spadkobierczynię, której przypadał cały majątek po nim i która na widok podpisu ojca zwróciłaby niezawodnie depozyt, który mu został powierzony.
Biedna ociemniała nie mogła przewidzieć, jaki cios ma jej zgotować straszna wiadomość o unicestwieniu majątku Marty.
Magloirowi po powrocie z codziennej wędrówki, odźwierna oddała depeszę, przysłaną przez chirurga ze szpitala św. Ludwika.
Przeczytawszy telegram, poczciwy mańkut ucieszył się wielce.
Nareszcie więc zobaczy biedną Weronikę, już wyleczoną, zaprowadzi do niej wnuczkę, będzie mógł wypytać ją w przedmiocie klejnociku, znalezionego w jej zaciśniętej ręce w chwili zbrodni.
Niestety będzie musiał zarazem oznajmić jej, że trzykroć sto tysięcy franków, złożone u pana Verniere przez ojca Marty, nie istnieją już wcale! Nocy tej Magloire zaledwie mógł zamknąć oczy, zajęty jutrzejszemi odwiedzinami w szpitalu.
Skoro się tylko ubrał, wyjął ze szkatułki kwit Ryszarda Verniere i brelok, noszący na kamieniu wyrytą cyfrę: H. N., wsunął je do kieszeni kamizelki i udał się do pani Aubin, ażeby zabrać Martę.
Trudno opisać radość dziewczynki.
Po śniadaniu, mańkut wraz z nią podążył do Paryża.
Weronika oczekiwała ich ze wzrastającą niecierpliwością.