— Niezawodnie — rzekł do stryja, zamierzając zachować dla siebie swoje myśli — biedny ojciec uniósł z sobą tajemnicę swego błędu; to, czegośmy się dowiedzieli, jest wyraźnym dowodem. Ryszard Verniere był jedynym jego powiernikiem, i ja nigdy się nie dowiem, o czem powinienem zapomnieć, wprzód przebaczywszy!...
— Może — odparł sędzia śledczy.
— Nie rozumiem cię, mój stryju... Czego się spodziewasz?.. Na co masz jeszcze nadzieję?..
— Mam nadzieję wnieść światło w otaczające nas ciemności...
— Jakim sposobem?
— Nie mogę ci wytłomaczyć w tej chwili, ale powtarzam ci, bądź pewny, że błąd, o który się oskarża twój ojciec nie należy do tych, jakie plamią honor, i że nawet, nie znając go, powinniśmy przebaczyć...
Przybywszy na bulwar Malesherbes, rozstali się.
Henryk zamknął się w swym pokoju, ażeby tam pracować, a Daniel w swym gabinecie, ażeby wszystko rozważyć.
On również — jak synowiec — uważał dziwne postępowanie brata, gdyż ten oznajmił, że przybył do Paryża dopiero 31-go grudnia.
U rejenta otrzymał niestety dowód tego kłamstwa, a nadto istniał jeszcze dlań inny, którego Henryk Savanne w strapieniu swem wcale nie zauważył, a który wynikał z listu, odczytanego przed kilku godzinami i napisanego przez Gabryela do Ryszarda Verniere.
Daniel odczytał ten list, w którym uderzyły go dwa zdania.
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/200
Ta strona została przepisana.