Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/208

Ta strona została przepisana.

obryzgać błotom! Niech każdy dba o siebie w walce życiowej!.. Tak! odpowiem na wezwanie barona Schwartza! On myśli, że mnie ma w swym ręku, a to ja go trzymam! Jutro, nie opóźniając się dłużej, pójdę na ulicę Verneuille.
Robert wziął arkusz białego papieru i na nim skopiował list cyfrowany, pod każdą cyfrą podpisując odnaleziony wyraz.
Kopertę wsunął do swej teki, a list oryginalny włożył do książki, która znów zajęła swe miejsce na półce biblioteki.
Jakkolwiek miał zupełną pewność, że jest potężnie uzbrojony do walki, zmarszczka głęboka przerznęła czoło Roberta.
Myślał o O’Brienie.
Gdzie znaleźć można Amerykanina? Tego nie wiedział, a jednak jego tylko uważał za zdolnego, do usunięcia z drogi wszelkich przeszkód, które ją zawalały.
Jednak starał się uspokoić, mówiąc:
— Interesa jego wymagają, ażeby mi przyszedł z pomocą, więc nie może i nie powinien mnie opuścić...
Wreszcie, ażeby odpędzić posępne myśli, które go trapiły, wyjechał do Saint-Ouen, gdzie roboty około fabryki wymagały codzień jego obecności.


∗             ∗

Miesiąc marzec był śliczny.
Kwiecień zapowiadał się również takim. Bzy, te pierwsze kwiaty wiosenne, już miały pachnące pączki, na-