Nagle drgnęła całem ciałem.
Drzwi skrzypnęły i usłyszała, jak dozorczyni wyrzekła:
— To tutaj, panie i panienko... Proszę wejść.
Weronika wyciągnęła ręce.
— Marta!.. Magloire!.. — zawołała.
— Babciu!.. babciu!.. zawołała dziewczynka, rzucając się w ramiona niewidomej, która drżącemi rękami szukała jej twarzy i pokryła pocałunkami i łzami.
Magloire, stojąc przed łóżkiem, patrzył na twarz Weroniki, poznaczoną bliznami, zaledwie dającą się poznać.
— Ociemniała!.. Ociemniała!.. — wyszeptał głucho, widząc, jak szuka twarzy dziecka.
— Marta zawiesiła się na szyi Weroniki; całowała ją, ściskała, płakała zarazem z żalu i radości.
— O! popatrz na mnie, popatrz, babuniu — wyjąkała — niech widzę, że na mnie patrzą twoje oczy...
Weronika załkała.
— Ja nie mogę już patrzeć, ja nie mogę cię widzieć, moje dziecko — wyrzekła głosem, złamanym od cierpienia.
— Nie możesz, babciu?.. a to dlaczego? Powiedz mi — rzekło dziecko.
— Jestem ślepą.
Marta krzyknęła z przerażenia.
— Ślepą! — powtórzyła z rozpaczą.
Potem, rzuciwszy się ku mańkutowi, który stał bardzo blady, jakby skamieniały, zawołała:
— Magloire!.. Magloire!.. Czy słyszysz?.. Rozumiesz?.. Babcia jest ślepą!..
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/21
Ta strona została przepisana.