Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/210

Ta strona została przepisana.
XXVI.

Daniel życzył sobie przyśpieszenia epoki swego wyjazdu do Parc-Saint-Maur, nie chciał jednak znajdować się sam w willi, a nie śmiał powiedzieć pani Verniere:
— Zabieram pani moje dzieci!
Matylda i Alina miały tę samą myśl co i on, ale wahały się zwierzyć z niej przed sobą.
Córka Daniela zdecydowała się pierwsza to powiedzieć swej przyjaciółce i pewnego poranku, gdy się przechadzały po małym parku w Neuilly, rzekła do niej:
— Nie możesz sobie wyobrazić, jak pragnęłabym nadejścia tej chwili, kiedy ojciec zawiezie nas do Parku Saint-Maur.
Alina westchnęła z pewną ulgą.
To, czego nie śmiała sama powiedzieć, wymknęło się z ust jej przyjaciółki.
— A! — rzekła, ściskając ręce Matyldzie — jak ja cię rozumiem i słuszność przyznaję.
— Więc podzielasz moje życzenie?
— O! tak!.. Ciotka moja pani Verniere jest bezwątpienia bardzo dobrą dla nas i bardzo przywiązaną, a jednak zdaje mi się, że oddycham tu mniej swobodnie, niźli tam. A przytem...
Alina przerwała sobie.
— A przytem co, moja droga? — spytała Matylda.
— Henryk, jak i za lat dawnych, zamieszkałby z nami w willi parkowej i widywałabym go przynajmniej codzień. Tu zaledwie zajrzy, a gdy przychodzi, zamieniamy z sobą zaledwie słów kilka. Tam rozmawialibyśmy