Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/213

Ta strona została przepisana.

— A więc niech ta miłość doda mi odwagi... Pojmuję i podzielam twą wdzięczność dla pani Verniere. Ale nie będziesz potrzebowała majątku, mogącego od niej pochodzić, gdyż Henryk jest bogaty i majątek będzie twoim... Tak, opuśćmy ten dom, uciekniesz przed niebezpieczeństwem, które przewidujesz. Oddalisz od siebie Filipa i uprzedzisz Henryka, co się dzieje...
— A jeżeli się mylę?.. Jeżeli niebezpieczeństwo nie istnieje?.. Jeżeli ja biorę za oznaki miłości zwyczajną tylko grzeczność?
— Nie, wcale się nie mylisz, bo to, co ty widziałaś, i ja widziałam i zrozumiałam jak i ty, znaczenie tego ugrzecznienia ze strony Filipa... Chociaż się nie oświadcza, jego niepokój, kiedy się zbliża do ciebie, drżenie jego głosu, gdy do ciebie przemawia, spojrzenia, jakiemi się wpatrują jego oczy, gdy patrzy na ciebie, wszystko to dość wyraźnie mówi za niego... Gdy będziemy w Parku, będzie cię widywał rzadziej...
— I zapomni o mnie rzekła żywo Alina.
— Na to nie licz, moja droga! — odparła Matylda z uśmiechem — zbyt jesteś czarującą, ażeby o tobie zapomnieć tak prędko, ale w braku sposobności, kiedy Filip nie będzie cię męczył całodziennemi nadskakiwaniami, może zrozumie nareszcie, że nie ma najmniejszych widoków na spodobanie się tobie...
— Przypomnij sobie, że ojciec twój wymógł na pani Verniere obietnicę, że gdy się sprowadzimy do Parku, ona tam przybędzie, ażeby czas jakiś spędzić z nami...
— Tem lepiej, bo tam niepodobna jej będzie nie zauważyć porozumienia, istniejącego między tobą a Hen-