Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/219

Ta strona została przepisana.

— Zaczepię go, gdy ztamtąd wyjdzie — wyszeptał, i zaczął go wyczekiwać, ale nie na ulicy Verneuill, lecz na rogu ulicy Ojców Świętych.
Sledzący wyglądał na lat pięćdziesiąt.
Bujna czupryna wpadała w kolor rudy, tu i owdzie przetkana włosami siwemi, tak samo jak długa broda, zakończona śpiczasto.
Z powierzchowności wyglądał na amerykanina.
Drzwi Robertowi otworzył służący, zapytując po niemiecku:
— Czego pan chce?
— Widzieć się z baronem Schwartz — odpowiedział bratobójca w tymże samym języku.
— Czy ma pan list dla wejścia?
— Mam.
— Proszę o ten list.
— Oto jest.
Lokaj spojrzał na adres i rzekł:
— A! bardzo dobrze... otrzymałem rozkazy... Pan baron czeka na pana.

tak — Czeka na mnie — pomyślał Robert ― więc był pewny, że przyjdę.
— Zechce pan ze mną pójść podchwycił słułący.
Jakkolwiek panował nad sobą zupełnie i zebrał się już wprzód na odwagę, mąż Aurelii nie mógł się ochronić od przejmującego wzruszenia, bardzo podobnego do niepokoju.
Wprowadzony został do przedpokoju, wybitego staremi makatami.