Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/222

Ta strona została przepisana.

— Ponieważ ją zdradzasz na korzyść Niemiec, musisz więc pan mieć powody dla jej nienawidzenia... Ja mam tu przed oczyma notatki, które pana dotyczą... Bardzo interesujące, z nich się dowiedziałem o wszystkiem, coś pan uczynił przeciw swemu krajowi, któregoś się pan wyparł oddawna.
Robert dał znak zaprzeczenia.
— Przepraszam! — ciągnął dalej baron Schwartz — nie można zadawać kłamu rzeczywistości. W danej chwili zgłosiłeś się pan z ofiarowaniem swych usług. Przyjęto je i uczyniono dobrze. Jeżeli nastąpiło zerwanie dobrych stosunków między panem i głównym sztabem, to z pańskiej winy, bo stałeś się podejrzanym. Zamknięto przed panem kasę, z której przywykłeś obficie czerpać, ale nie powinieneś pomimo to zapominać, że gdy wszystkiego panu brakło, znalazłeś w Niemczech oparcie i dochody.
Ta mowa wykrętna, która jakby nie zmierzała do żadnego celu, ściśle oznaczonego, denerwowała Roberta.
Przerwał wręcz baronowi Schwartzowi.
— Na co te rozprawy, które dałyby się streścić w kilku słowach? — rzekł. — Wiem, czem byłem, wiem czem jestem. Skoro mnie pan wezwałeś do siebie, miałeś powód. Jakiż to? Odpowiedz mi pan szczerze i nie baw się ze mną niepotrzebnie w dyplomacyę.
Jesteś pan doświadczonym, o tem wiem — rzekł dostojnik z uśmiechem.
— Obeznany jestem ze zwyczajami pańskiego rządu i tylko! Napisał pan do mnie co następuje: „W imieniu przyszłości fabryki pańskiej i spokoju pańskiej rodziny, proszony pan jesteś o przybycie jak naj prędzej na ulicę