ażeby być naszym człowiekiem? Ustanów pan cyfrę i zapamiętaj, że się nie targujemy...
— Nie zażądam nic, ponieważ nie chcę nic przyjąć! — odparł Robert.
— Nic?
— I wszelkie propozycye pańskie, jakkolwiek świetne, odrzucam.
— U!.. Co za bezinteresowność! ― rzekł baron tonem drwiącym. — Zaraz widać, że potrzeba nie dokucza panu, jak dawniej...
— To prawda, a kiedy potrzeba nie istnieje, pojęcia się zmieniają.
— Można mieć inny bat na człowieka, niż potrzebę, i o tem także się pan przekonasz... Ja jestem pobłażliwy, i dlatego ponawiam swe propozycye, które radzę panu przyjąć... Ileż trzeba panu ofiarować, ażeby Robert Verniere, wielki przemysłowiec z Saint-Ouen, stał się znowu dla Prus tem, czem był w Berlinie zgłodniały Robert Verniere?
— Nie trzeba mu nic ofiarowywać! Powtarzam panu, że wszystkiego odmawiam.
— Strzeż się pan! Zostaniesz złamany!
— Nic sobie z tego nie robię.
— Zobaczymy! Zacznijmy z innego tonu. Chciałem panu tego oszczędzić, ale nie każdy może czynić, jak chce, a pan mnie do tego zmuszasz. Przypomnę więc panu, bo jakbyś o tem zapomniał, że od trzech miesięcy idziesz drogą, która prowadzi na rusztowanie.
Robertowi zdawało się, że jest przygotowany na wszystko.
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/225
Ta strona została skorygowana.