wymagania, dużą jest jak na swój wiek, możnaby jej dać lat dwanaście... przytem bardzo silna, zdrowa, odważna... Ona ci pani zapewni byt, ona nie dopuści biedy, a nawet niedostatku... Ona wreszcie, ta droga pieszczoszka, doda pani odwagi do znoszenia mężnie ciężkiej próby, ponieważ będzie jednocześnie pracować dla pani i dla siebie, i ręczę, że praca nie przestraszy jej wcale...
— Praca? — powtórzyła Weronika niespokojnie.
— A tak! praca, do której się wzięła z dobrej chęci.
— Ale czyż ona będzie potrzebowała pracować?.. Wiesz pan dobrze, że Marta będzie bogatą... Nie będzie się potrzebowała lękać o przyszłość... A mówiłeś przed chwilą, mój dobry Magloire, o biedzie, o niedostatku... Mnie tylko to przestrasza, że biedna dziecina będzie zmuszona przepędzić życie przy babce kalece i, gdy o tem pomyślę, powiadam sobie, że lepiej byłoby dla niej, gdybym była znalazła śmierć w fabryce Saint-Ouen...
Dosyć długie milczenie nastąpiło po tych słowach.
Magloire przerwał je.
— Pani Sollier ― rzekł — posłuchaj mnie... posłuchaj mnie odważnie, a przede wszystkiem spokojnie.
Weronika nie pozwoliła mu dokończyć.
— Przedewszystkiem jedno słówko — rzekła — potem cię słuchać będę i przyrzekam, z całą odwagą i spokojem... Przedewszystkiem jednak odpowiedz mi na jedno pytanie.
— Jakie?
— Czy Marta po śmierci pana Verniere, oddała ci kłębek, którego znała zawartość?
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/23
Ta strona została przepisana.