Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/230

Ta strona została przepisana.

— To O’Brien dał panu ten dokument, nieprawdaż? — zapytał głosem zdławionym.
Nie on, ale co pana to obchodzi? Pan wiesz, gdzie się znajduje ten przeklęty amerykanin?
— Wcale nie wiem.
— Za ile chcesz mi pan sprzedać oryginał tego listu?
— Ile mi pan ofiarowujesz?
— Trzysta tysięcy franków.
— To mało.
— Pięćset tysięcy franków.
— Ta cyfra dowodzi mi, jaka jest doniosłość dla pana tego papieru i jaki ona stanowi dla mnie środek bezpieczeństwa! Ponieważ więcej mi zależy na życiu, niż na pieniądzach, nie oddam tego papieru panu za żadne pieniądze... gdybyś mi pan nawet ofiarował miliony.
— Strzeż się, panie Verniere.
— Czego?
— Są tajemnice, które zabijają!
— Ta mnie nie zabije, dopóki nie będziesz pan miał nadziei dostania do rąk kompromitującego listu. Zresztą, nie będziesz się pan potrzebował obawiać niczego odemnie, jeżeli ja nie będę się obawiał niczego od pana... Przyjmijmy sposób postępowania zupełnie odpowiedni... Niemcy znają me zbrodnie... ja znam ich... Milczmy oto... i będziemy dobrymi przyjaciołmi...
Baron Schwartz uspokoił się.
— Rzeczywiście, jesteś pan człowiekiem bardzo silnym — rzekł z uśmiechem trochę wymuszonym — bardzo żałuję, żeśmy pozwolili panu od nas odejść.