Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/234

Ta strona została przepisana.

dzie mógł posądzić o morderstwo... Przygotują jaki wypadek... Bądź co bądź są oni silniejsi odemnie!.. I pomyśleć, że jedyny człowiek, który może mi doradzić i pomódz, zniknął niewiadomo gdzie... Dokąd wyjechał O’Brien? Co sie z nim stało? Co porabia?
W chwili gdy nędznik zadawał sobie to pytanie, uczuł, że go ktoś zlekka dotknął.
Bardzo ździwiony obrócił się.
Człowiek, którego widzieliśmy w karetce, potem pieszo, był o dwa kroki od niego i głosem cichym i prędkim rzekł doń:
— Bierz pan to i idź śpiesznie, nie oglądając się za mną. Może ktoś z pod numeru 4-go ulicy Verneuil szpiegować pana.
Robert nie poznał ani osoby, ani głosu.
Wziął nie bez niepokoju kawałek papieru, który mu wsunął do ręki.
Człowiek z karetki ciągnął dalej:
— Czytaj pan i nie odwracaj się.
Potem udał się w kierunku przeciwnym, niż szedł Robert Verniere.
List człowieka, którego słowa: „Może ktoś z pod numeru 4-go ulicy Verneuil szpiegować pana“ zmieszały, ściskał gorączkowo w palcach i niecierpliwie pragnął jaknajprędzej poznać jego treść, starając się daremnie odgadnąć, kto może być tym tajemniczym nieznajomym.
Doszedł na wybrzeże, gdzie znajdowała się stacya dorożek.