Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/243

Ta strona została przepisana.

— To bardzo nieprawdopodobne... Ostatecznie ten oficer marynarki i pan Ryszard jedli z sobą obiad i przepędzili wieczór razem...
— To możebne... nie pamiętam tego dobrze... Dwa dni przedtem pochowałam córkę... w głowie mi się mąciło...
— Pani Sollier — zawołał sędzia — pani nie mówisz mi prawdy!
— Ja, panie?
— Tak, pani!.. Pani doskonale wiesz, że oznajmiłaś kapitana Savanne, że przepędził kilka godzin z panem Ryszardem Verniere, i musisz pani znać powody tej długiej rozmowy.
— Pan się myli! — rzekła ociemniała żywo.
— Ja się nie mylę i znajduję na to dowód w słowach, wymienionych przez panią tutaj nawet, gdyś się dowiedziała nagle, że brat mój umarł, i kiedy prosiłem panią o odłożenie na później zwierzeń, jakie miałaś mi uczynić... Pan Savanne umarł — odpowiedziałaś mi wręcz — nie mam panu już nic do powiedzenia... I to dlatego, że od kilku minut wiedziałaś, iż znajdujesz się wobec jego brata... Gabryel Savanne i Ryszard Verniere mieli między sobą jakąś tajemnicę, tajemnicę, wiadomą pani, którą byłabyś mi wyjawiła, gdybym się nie był nazwał Danielem Savanne...
My jesteśmy pewni — pewni, słyszysz pani, że Gabryel Savanne złożył u Ryszarda Verniere sumę trzysta tysięcy franków... W liście, pisanym przez brata mego do swego syna przed śmiercią, oskarża się o popełnienie za życia ciężkiego błędu. Oznajmia mu, żeby zapytał Ry-