Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/248

Ta strona została skorygowana.

Podążyli w oznaczoną stronę, po drodze rozmawiając o interesach.
Robert pragnął się dowiedzieć, jakim sposobem O’Brien znajdował się właśnie w chwili, gdy wychodził z ulicy Verneuil, O’Brien zaś chciał poznać powód wizyty Roberta u barona Wilhelma Schwartza.
Kilka słów wystarczyło amerykaninowi dla objaśnienia bratobójcy, że udawał się do willi w Neuilly, gdzie spodziewał się go zastać, gdy wtem minął się z nim jadącym i dlatego zawrócił i śledził go, i że lękając się szpiegów niemieckich, postanowił wyznaczyć mu schadzkę po za Paryżem.
Ze swej strony Robert opowiedział szczegółowo scenę, jaka się odbyła między nim a naczelnikiem biura wywiadowczego.
— Wszystko to było tak dziwne, że przez kilka minut sądziłem, żeś pan mnie zdradził.
— Nie mam do pana urazy za te podejrzenie — odpowiedział O’Brien. — Było one nieuzasadnione, lecz prawdopodobne. Ale prawdziwego zdrajcę znam.
— Któż to taki?
— Łotr pomerańczyk, który był u mnie w służbie, którego wcale nie podejrzewałem, a który podsłuchiwał podedrzwiami i podglądał przez dziurkę od klucza na rachunek barona Schwartz. Zapewne słyszał, jak dziecko mówiło we śnie magnetycznym, szpiegował nas, gdyśmy rozmawiali w sprawie pieczątki, pozostałej w ręku Weroniki Sollier, i opowiedział to wszystko później na ulicy Verneuil. To aż nadto tłomaczy, dlaczego naczelnik biu-