skutkiem zbiegu przypadkowych okoliczności, fabryka nie była ubezpieczoną, i pożar, jaki nastąpił po kradzieży, uzupełnił ruinę pana Verniare i jednocześnie jego córki... Place, na których fabryka była zbudowana, i kilka tysięcy franków, złożonych w banku, oto wszystko, co pozostaje temu biednemu dziecku, przyzwyczajonemu do życia dostatniego i do liczenia na jak najbogatszą przyszłość...
To prawie nędza.
Co czynić wobec tak strasznej katastrofy? U kogo się upomnieć o depozyt, pozostawiony przez ojca Marty panu Verniere?
Czy pani się odwoła do sieroty, która nic nie posiada?
Byłoby to zarazem okrutne i bezużyteczne...
Zbrodna, która zrujnowała pannę Alinę Verniere, zrujnowała Martę jednocześnie.
Powiedziałaś mi pani, że ten ojciec, po czynie późnej naprawy, nie mógł nic więcej uczynić dla swej córki.
Ażeby więc mieć spokojną starość, winnaś pani liczyć tylko na swą drogą Martę, a także na mnie...
Ale przynajmniej tych dwoje nie braknie ci, nie braknie nigdy!..
Weronika, zgnębiona, oddychając z trudnością, wysłuchała z osłupieniem kataryniarza.
Kiedy skończył, wyszeptała zwolna, głosem, ledwie wyraźnym:
— Zrujnowane!.. Marta jak i córka pryncypała... Zrujnowane!..
Potem, po chwili, pochwyciła gorączkowo:
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/25
Ta strona została przepisana.