Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/263

Ta strona została przepisana.

Draźniło to Daniela i szukał wszelkich sposobów, ażeby szydercom nakazać milczenie powodzeniem.
Ponieważ różne ślady, któremi dążono, nie doprowadziły do żadnego rezultatu, z rozpaczy pomyślał w końcu o klejnocie oskarżycielskim, który miał w ręku.
— Klejnot ten — o ileby nie był klejnotem rodzinnym — musiał pochodzić od jubilera francuskiego lub zagranicznego, który, gdyby mu go pokazano, poznałby go i wskazał nabywcę.
Nie chcąc więc niczego zaniedbać, powziął myśl zrobienia dokładnej kopii pieczątki i posłania agenta pewnego i zręcznego, dla pokazania tej podobizny wszystkim jubilerom w większych miastach.
W innych okolicznościach to się już udawało, codzień też dawało dobry skutek z fotografiami zbrodniarzy, mogło więc raz jeszcze uwieńczone być powodzeniem.
Zapewne długiem to byłoby i kosztownem, ale na to nie zważał Daniel Savanne.
Jemu chodziło tylko o skutek możliwy.
Henryk — jak powiedzieliśmy — oczekiwał stryja na stacyi.
Po skończeniu codziennej pracy w szpitalu swoim i po zjedzeniu śniadania na prędce, młodzieniec udał się do mieszkanie prywatnego chirurga naczelnego w szpitalu św. Ludwika, do doktora Sermet.
Przynaglany przez panią Verniere, przez Matyldę i przez Alinę, ażeby spróbował jak najprędzej przywrócenia wzroku Weronice Sollier, Henryk chciał wypytać chirurga o szczegóły co do rany, która sprowadziła ślepotę,