Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/268

Ta strona została skorygowana.

palecie farb, które miały odpowiadać barwie nieba na jego obrazie.
Usłyszawszy otwierającą się furtkę, przerwał swą pracę i obrócił się.
Na widok dam ukłonił się.
Odkłoniły mu się, a on znów zabrał się do pracy.
Łódź, do której wsiadali mieszkańcy willi Savanne, była elegancka, mocna i dość znacznych rozmiarów, tak, że pomieścić mogła ośm osób.
Zresztą nie należało się lękać żadnego niebezpieczeństwa, gdyż Henryk ze zręcznością przewoźnika łączył wiele spokoju i ostrożności.
Przyczepił ster, założył wiosła i wprowadził kobiety.
— Idźcie panie powoli — zalecał — proszę ostrożnie... bo nie byłoby przyjemnie, pomimo słońca, użyć kąpieli, która byłaby zupełną, gdyż woda jest tutaj głęboka...
Malarz wyszeptał między zębami, tak, że go nikt nie mógł słyszeć:
— Cztery metry... ja sondowałem.
Matylda usiadła przy sterze.
Pani Verniere i Alina zajęły miejsca na środkowej ławeczce.
Henryk odwiązał łódkę, wziął wiosła i, robiąc niemi po mistrzowsku, manewrował ku środkowi rzeki.
Malarz patrzył na oddalających się, potem zwrócił oczy ku miejscu, które opuściła łódka.
— Takie wycieczki są mi bardzo nie na rękę — mruknął — ale cóż zrobić.!. Tymczasem wiem, co wiedzieć chciałem... Tą furtką wychodzą na spacer. Zape-