Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/27

Ta strona została przepisana.

— Przed trzema dniami przyszedł dwa razy do fabryki. Zaprowadziłam go do pana Verniere, a ten po jego odejściu zabronił mi raz na zawsze go wpuszczać, gdyby zgłosił się doń pod jakimbądź pozorem..
— Czy człowiek ten wymienił pani swe nazwisko?
— Tak.
— I pamiętasz je pani?
— Pamiętać będę zawsze, nazywał się, jak mi powiedział — Fryc Leyman.
— To nazwisko niemieckie?
— Nie wiem...
Magloire ciągnął dalej:
— Gdy pani walczyłaś ze zbrodniarzem, gdy czepiałaś się jego ubrania, czyś pani nie uczuła w rękach przedmiotu metalicznego?
— Dlaczego mnie o to pytasz?
— Zaraz się pani dowiesz. Zbierz pani swe wspomnienia.
Weronika zamyśliła się.

― Tak... tak... — wyrzekła nagle — przypominam sobie... Ten człowiek wydzierał się... była chwila, kiedy miał się już mnie wyrwać... Wtedy ręce moje zaczepiły łańcuszek od zegarka przy kamizelce... i wtedy...
Przerwała...
— I wtedy? — zapytał mańkut.
— Dał się słyszeć huk... uczułam uderzenie w głowę, potem ból przejmujący... Straciłam przytomność... i odzyskałam ją dopiero na tem łóżku w szpitalu...