Klaudyusz Grivot wyszedł na ich spotkanie, zawsze pełen uszanowania, jak zwykle, wobec Roberta i Filipa de Nayle.
Ten ostatni nie mógł więc ani na chwilę podejrzewać zażyłości tajemniczej, jaka istniała między tymi dwoma ludźmi, związanymi zbrodnią.
— Cóż się dzieje z kulami nowego modelu? — zapytał Robert.
— Modele są gotowe — odpowiedział Grivot.
— A nasza kartaczownica polna?
— Będzie skończona za dni kilka?
— Dla doświadczeń?
— Tak, panie.
— Bądź łaskaw przygotować notatkę, objaśniającą o nowych działach — rzekł Robert do pasierba — i niech to będzie w jak największym sekrecie — dodał.
— Brak mi kilku ostatnich wiadomości — odparł młodzieniec — ale to, czego żądasz, będzie gotowe, zanim będziemy musieli pójść do komisyi egzaminacyjnej w szkole Fontainebleau...
— Pośpiesz się, moje dziecko... W tym interesie kartaczownic — oprócz względów patryotycznych — zarobić można ogromne sumy. Mozin jest naszym współzawodnikiem, nie zapominajmy o tem.. musimy mieć nad nim przewagę, znaczną przewagę... Panie Grivot, niech pan zajdzie do mego gabinetu, mam z panem do pomówienia...
Robert Verniere opuścił warsztaty, a za nim wyszedł majster.
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/276
Ta strona została przepisana.