Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/293

Ta strona została przepisana.

Niebezpieczeństwo niezwłoczne groziło mu, i to najstraszniejsze, jakie mógł sobie wyobrazić.
Filip de Nayle znał ten klejnot, jako pochodzący od jego ojca.
Gdyby jego spojrzenie padło, poznałby go i nieomieszkałby zapytać:
Zkąd się tu znalazła pieczątka po jego ojcu?
Wtedy nastąpiłaby katastrofa.
Pozostawałoby mu tylko palnąć sobie w łeb, dla uniknięcia kary.
W ciągu kilku sekund, Roberta wstrząsało nerwowe drżenie, a na czoło wystąpił pot zimny.
Ale uspokoił się prędko.
Gruby tom akt różnych leżał na biurku tak, że zasłaniał klejnot przed oczyma Filipa, a zresztą młodzieniec, pogrążony w miłości swej dla Aliny, nie zwracał wcale uwagi na otaczające go przedmioty.
Pomimo to, Roberta paliło pragnienie opuszczenia pokoju, dokąd został wciągnięty ze swym pasierbem.
Ziszczenie tego życzenia nie dało na siebie długo czekać.
Odezwał się odgłos dzwonka.
Daniel Savanne wstał.
— Dzwonek zaprasza nas na lekki posiłek — rzekł — śniadanie będzie dopiero w południe, a ponieważ odbyli panowie tak ranną podróż, zapewne jesteście przy apetycie.
Wyszli z gabinetu, i Robert zauważył, że Daniel nie zamknął drzwi na klucz.