Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/301

Ta strona została skorygowana.
XXXVIII.

— Pałacyk! — zawołał Henryk — ależ tak, tak! pan Verniere ma słuszność.
— Tak, to prawda! — poparł Daniel Savanne. I — teraz trzeba ci się zabrać do dzieła, mój kuzynku...
— Dobrze, ale wprzód muszę się poradzić jeszcze naczelnego lekarza w mej klinice.
— I owszem.
Rozmawiano jeszcze dość długo.
Potem Daniel wstał, ażeby napisać list do swego przyjaciela, okulisty naczelnego w szpitalu.
Matylda i Alina poszły do swego pokoju, chcąc się podzielić wrażeniami o zachowywaniu się Filipa.
Ten udał się wraz z Henrykiem do sali bilardowej, dla zagrania partyi.
Robert pozostał sam z żoną.
— Czy chcesz się ze mną przejść po parku? — odezwał się.
— Masz ze mną do pomówienia?
— Tak.
— O czem?
— O Filipie...
— Spodziewam się, iż nie daje ci powodu do użalenia — podchwyciła Aurelia niespokojna.
— O! cóż znowu! mam w nim doskonałego pomocnika, pełnego talentu, wiedzy i pracowitości.
Aurelia promieniała, tak mile połechtana w dumie macierzyńskiej.