Pani Verniere, całując syna, szepnęła mu do ucha słowa, które go przejęły radaścią.
Myśli się o twojem szczczęściu.
Pomimo to opuszczał park Saint-Maur z żalem.
Miał nadzieję, że traf pozwoli mu znaleźć się choć na kilka minut razem z Aliną, ale doznał zawodu.
Gdy Daniel Savanne powrócił do pałacu sprawiedliwości, wezwał do swego gabinetu naczelnika policyi.
— Czy zaszło co nowego w sprawie Saint-Ouen? — zapytał.
Naczelnik potrząsnął głową ze zniechęceniem.
— Nic a nic odpowiedział.
— A pańscy agenci?
— Znużeni bezustannem niepowodzeniem... Jeden tylko nie traci otuchy...
— Który?
— Brygadyer Berthoit. W sobotę jednak powrócił skwaszony, gdyż go zawiodła nadzieja odkrycia śladu, sądził bowiem, że już się znajduje na tropie. Jest tu właśnie w sądzie.
— To każ mu pan przyjść. Mam do pomówienia coś...
Naczelnik policyi oddalił się i po kilku minutach powrócił z głównym inspektorem.
— Berthout — rzekł doń sędzia — czy poznajesz ten przedmiot?