— I nabywców?
— To zależało...
— Od czego?
— Kiedy miałem odsyłać do domu, zapisywałem nazwisko i adres... bo to było konieczne. W innych razach bardzo rzadko... Pojmujesz, że nie miałem potrzeby zapytywać o nazwisko kupującego, który płacił gotówką i zabierał z sobą nabyty przedmiot.
— Więc może właśnie — podchwycił Berthout, coraz bardziej rozgorączkowany — odesłałeś ten przedmiot do mieszkania nabywcy?
— Nie wiem!
— Ale możesz się dowiedzieć.
— W jaki sposób?
— Czy wycofawszy się z handlu, zachowałeś swe książki rachunkowe?
— O! tak. Były to towarzyszki całego mego życia... Przykro mi byłoby je sprzedać.
— Cóżeś z nimi zrobił?
— Są tu, na strychu... i zapewne myszy nieźle się niemi uraczyły...
— A gdybyś je przejrzał?
— Cóż znowu!
— Dlaczegóżby nie?
— Ależ to rachunki za lat pięćdziesiąt!.. Co za praca.
— Kochany Dutac, zrób to jednak. Proszę cię o to, w imię przyjaźni, którą mi okazujesz, jak i w imieniu sprawiedliwości, której możesz dopomódz.
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/308
Ta strona została przepisana.