Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/31

Ta strona została przepisana.

— Rozumiem to; ale rozumiem również, że ci, którzy mają zastąpić pana Verniere, dla którego pani była tak przywiązaną, za którego otrzymałaś straszną ranę, która cię czyni niewidomą, mają wielki obowiązek zapewnić pani przyszłość.
Weronika potrząsnęła głową.
— Nie — odparła — właściciel teraźniejszy nic mi nie jest winien.
— Jednakże... — podjął Magloire.
— Powtarzam, że nic mi nie jest winien — przerwała pani Sollier — i nic od niego nie przyjmę. A meble moje, których pożar nie tknął, czy istnieją jeszcze?
— O! tak.
— Gdzież są?
— Nie troszcz się pani o nic. Przeniosłem wszystko do małego mieszkanka, które poczciwa pani Aubin oddała do mego rozporządzenia za bardzo małą cenę. Tam sypia Marta. Tam i panią zaprowadzę, gdy przyjdziemy jutro po panią tutaj.
Oto już pierwszy punkt wyjaśniony.
Co się tyczy potrzeb materyalnych życia, to bądź pani o to spokojną.
Od miesiąca Marta i ja niezłe zarabiamy pieniędze. Ona mi przynosi szczęście. Dają mi podwójnie. Zatem słuszność każe, ażeby była moją wspólniczką. Już wcale niezłą sumkę pani zastanie, a jeszcze będziemy ją powiększali. Nie zapominaj też pani Sollier nigdy, że masz we mnie więcej niż przyjaciela, że masz we mnie syna, gotowego do podziału swych uczuć na dwie równe części, dla swej prawdziwej matki i dla pani.