Idąc po schodach. prowadzących na pierwsze piętro i wchodząc do gabinetu sędziego śledczego, uśmiechał się dziwnie, a oczy mu błyszczały.
Plan, zbudowany przez niego przed kilku chwilami, udał się.
Zaledwie usiadł przy biurku, wziął ćwiartkę papieru, umaczał pióro w kałamarzu, ale położył je zaraz.
Wysunął szufladę biurka.
Pierwszym przedmiotem, który uderzył jego oczy, był brelok, oderwany od łańcuszka zegarkowego.
Pochwycić go, wsunąć do kieszeni kamizelki, zamknąć szufladę, wszystko to było dlań dziełem jednej chwili.
— Mam nareszcie ten dowód, który mnie przestraszał — wyszeptał tryumfalnie. — Weronika pozostanie na zawsze ślepą!.. nie mam się czego obawiać.
Ująwszy znów za pióro, nakreślił na kopercie taki adres:
Do tej koperty włożył ćwiartkę papieru i zapieczętował.
Adres był zmyślony i koperta zawierała papier niezapisany. Wszystko miało pozostać niedoręczonem przez pocztę.
Brakowało mu wszakże marek.
Z listem w ręce powrócił na taras, gdzie się jeszcze znajdowali wszyscy goście willi.