Ale była w nim luka.
Od roku 1845 do 1852 regestrów brakowało.
Dutac objaśnił, że tomy te prawdopodobnie pozostały zapomniane w ręku jego następcy.
I gdy po upływie tygodnia inspektor policyi nic nie odkrył z regestrów Dutaca, udał się do Paryża, zaopatrzony w list dawnego handlarza starożytności do jego następcy.
Ten przypomniał sobie, że, objąwszy magazyn w posiadanie, znalazł stare regestry, ale co się z nimi stało?
Czy je sprzedano na funty, jak stare szpargały, czy też napalono nimi w piecu? Handlowiec przyrzekł bądź co bądź poczynić poszukiwania.
W razie pomyślnego rezultatu, zawiadomiłby niezwłocznie sędziego śledczego.
∗
∗ ∗ |
Robert, powróciwszy do willi Neuilly, udał się natychmiast do gabinetu swego, przyległego do sypialni, ażeby przeczytać listy, nadeszłe podczas jego nieobecności.
Przede wszystkiem zamknął w szufladie, od której klucz nigdy go nie opuszczał, brelok, skradziony Danielowi Savanne.
Następnie odpieczętował listy.
Oprócz dwóch nic nie znaczących, trzeci wywołał uśmiech na jego ustach.
List, pochodzący z ulicy Verneuil, zawierał następujące wyrazy: