Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/326

Ta strona została przepisana.

Robert odjechał.
W Saint-Ouen opowiedział Klaudyuszowi Grivot w kilku słowach, co zaszło w willi Savanne i w jaki sposób odzyskał klejnocik, pozostawiony dnia 1-go stycznia w ręku Weroniki.
Klaudyusz przyznał mu, że teraz wszelkie niebezpieczeństwo już znikło.
— Teraz, mój stary kolego — rzekł doń Robert — trzeba się tylko nie zatrzymywać w drodze. Trzeba nam majątku, prawdziwego, dużego, milionów. Idę na ulicę Verneuil.
— A tak, to prawda — wyszeptał Klaudysz, marszcząc brwi — powiedziałem, że oni cię jeszcze trzymają?
— Trzymają, ale łańcuchami złotymi, a te nie wydają mi się ciężkimi — odparł, śmiejąc się bratobójca.
I opuścił majstra.
W godzinę później dzwonił do bramy pałacyku barona Schwarta.
Lokaj był uprzedzony.
Gościa wprowadził natychmiast do swego pana.
Prusak podał mu prawą rękę, gdy lewą, jaśniejąod pierścieni, głaskał, jak zwykle piękną brodę, jasnowłosą.
— Mój drogi baronie — rzekł doń Robert tonem swobodnym — przychodzę po powinszowania, które pan mi chciał osobiście wyrazić.
— Nie będę ich panu szczędził — odparł urzędnik do specyalnych poruczeń — i oświadczam panu, że są bardzo szczere. Oceniają pana w wysokim stopniu, jak