Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/330

Ta strona została skorygowana.

— I owszem, a zatem czekać pana będę za tydzień i skończymy... Ale — dodał baron Schwartz bardzo uprzejmie i z miłym uśmiechem — czy przyznasz pan przynajmniej, że byłem dla pana bardzo dogodnym pośrednikiem, dbającym o pańskie dobro?
— O! — rzekł Robert, również się uśmiechajac — porękawiczne tak samo jest w modzie w Niemczech, jak we Francyi!
— Cóż robić, nie jestem bogaty, a w Paryżu, gdy kto lubi dobrze żyć, życie dużo kosztuje.
— Ja też, kochany panie baronie, będę pana prosił o łaskawe przyjęcie stu tysięcy franków.
— Jesteś pan prawdziwym dżentelmanem — zawołał Niemiec, ściskając serdecznie rękę nędznika! — Więc za tydzień.
Obaj ukłonili się sobie i bratobójca opuścił pałacyk przy ulicy Verneuil.


∗             ∗

Filip, niezwłocznie po odjeździe ojzzyma z willi Neuilly, zabrał się żarliwie do pracy.
Zaglądał kolejno do tomów, leżących na biurku, pokrywał cyframi arkusze papieru, rysował kule, liczył i przerabiał rachunki, i irytował się, że nie udaje mu się rozwiązać zadania, jakie sobie postawił.
Naraz zatrzymał się, zaczął się namyślać i po chwili wyrzekł głośno:
— A! to na dole znajdę, czego mi potrzeba...
Natychmiast wyszedł ze swego pokoju i udał się do mieszkania ojczyma i przystąpił do biblioteki,