— A więc?...
— Otóż ja chcę udać się do takiej jasnowidzącej, i spróbować, może ona przy pomocy breloka, powie nam, kto jest jego właścicielem..
— O! to byłoby wybornie..
— Tak, ślepota moja nie stałaby się zupełną przeszkodą w wyświetleniu tej tajemnicy... w wykryciu tego mordercy...
— Tak... i ja mam nadzieję, pani Sollier... i ja słyszałem o tym szczególnym, cudownym darze widzenia... Najprzód jednak trzeba będzie wydostać się pani ze szpitala.!.
— I to jeszcze nie stanowi o pójściu mem do jasnowidzącej... wprzód muszę wszystko wyjawić sędziemu śledczemu... poznać prawdę całego śledztwa dotychczasowego... a nawet wiesz, Magloire, sama się jeszcze namyślam, czy nie trzeba działać, jak ty dotychczas...
— To jest?..
Milczeć o tym znalezionym breloku...
— Dlaczego?
— Ha! zobaczymy...
— Namyśl się dobrze, pani Sollier, a teraz do widzenia.
— Do widzenia.
W kilka minut później kataryniarz wraz z małą towarzyszką swoją opuścili szpital św. Ludwika, dokąd mieli jutro wrócić, dla zabrania Weroniki, która tak szczęśliwie ocalała, wprawdzie skazana na straszne kalectwo.
∗
∗ ∗ |