parkanem posiadłości pańskiego stryja... usłyszała... ona mówi prawdę...
To oświadczenie dziecka, oświadczenie stanowcze, którego niepodobna było poddać w wątpliwość, przeraziło Henryka.
Widocznie stało się coś dziwnego, niezwykłego.
Trzeba się było dowiedzieć.
Schowaj katarynkę pani Sollier do wozowni — rozkazał ździwionemu odźwiernemu — i ani słowa o tem, coś słyszał.
Potem, ująwszy Weronikę za rękę, dodał:
— Pójdź, pani...
I zaprowadził ją na schody, prowadzące na wszystkie piętra willi.
Nikogo nie spotkali po drodze.
Henryk wprowadził Weronikę i Martę do gabinetu stryja.
Tu dopiero mogły się wytłomaczyć swobodnie, bez obawy, aby mogły być słyszane.
Daniel Savanne, opuściwszy na chwilę gości, znajdował się w swoim gabinecie.
Otrzymał właśnie od naczelnika policyi telegram w tych słowach.
„Dawne książki rachunkowe Dutaca odnalezione u jego następcy... Czekam na instrukcje.“
Odpowiedź niezwłoczna była niezbędną.
Daniel, udawszy się do swego gabinetu, zredagował odpowiedź możliwie lakoniczną:
„Niech działa inspektor Berthout.“
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/346
Ta strona została przepisana.