Na widok drzwi otwierających się i wchodzącego Henryka wraz z panią Sollier i małą Martą, urzędnik wydał okrzyk ździwienia i zapytał:
— Mój drogi Henryku, co się stało?
Weronika poznała głos Daniela Savanne.
Ona też odpowiedziała:
— Stało się to, że u pana znajdują się mordercy, złodzieje i podpalacze fabryki Saint-Ouen...
Sędzia oszołomiony cofnął się o krok i spojrzał na synowca.
Tak samo jak Henryk przed chwilą, pomyślał, że ociemniała dotknięta została obłędem.
Henryk zrozumiał nieme badanie wzroku Daniela.
— Nie, mój stryju — zawołał pani Sollier — jest przy zdrowych zmysłach. Ona słyszała słowa, które usprawiedliwiają jej twierdzenie.
Pan Savanne, wstrząśnięty zgrozą, pochwycił drżące ręce Weroniki i zapytał:
— Coś pani słyszała?
— Te wyrazy: — odparła niewidoma. — Niczego się nie możemy obawiać... Sprawa narobiła wiele hałasu, ale idzie w zapomnienie... sąd zaniechał poszukiwań klucza zagadki i jesteśmy teraz panami położenia...
— Nic nie dowodzi jeszcze, ażeby te wyrazy dotyczyły Ryszarda Verniere — przerwał urzędnik.