Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/356

Ta strona została przepisana.
LII.

Bratobójca, jak wiemy, spędził noc w willi Savanów.
Jakież było jego ździwienie, gdy nazajutrz zrana wyszedłszy z żoną do parku, ujrzał Daniela, idącego z małą Martą, którą trzymał za rękę.
— A! pojmuję ździwienie pańskie — wyrzekł sędzia ze śmiechem — nie spodziewaliście się spotkać mnie tego rana w towarzystwie małej pieszczoszki.
— Naturalnie — wyszeptał Robert.
— Ale jakim trafem? — zapytała Aurelia.
— Bardzo prostym — odpowiedział Daniel. — Weronika, na skutek rad rozsądnych, namyśliła się... Teraz mieszka ona z wnuczką w pałacyku i tam przygotowywać się będzie do operacyi.
— A! tem lepiej! — zawołała pani Verniere — dałby Bóg, ażeby się operacya udała i ażeby biedna kobieta wskazać mogła mordercę, brata mego męża.
Robert nagle odzyskał panowanie nad sobą.
— Rzeczywiście — wyrzekł głosem, wcale nie drżącym — szczęście wielkie, iż się namyśliła.
— Ja teraz — podchwycił sędzia — idę z tem dzieckiem do willi, ażeby je polecić Alinie i Matyldzie.
— To i ja pójdę z panem sędzią. Czy Matylda i Alina nie wiedzą, że pani Sollier znajduje się w pałacyku?
— Nie wiedzą jeszcze... Wczoraj wieczorem nie chciałem nikomu przeszkadzać i w tajemnicy zatrzymałem przybycie niewidomej.