— To ich ździwienie będzie tak wielkie jak i nasze!
Daniel, Aurelia i Marta skierowali się w stronę willi.
Robert pozostał sam.
Przestrach, jaki do tej chwili powściągał, ogarnął go gwałtownie.
Głosem głuchym wyszeptał:
— Tu! Ona jest tutaj!.. Zgadza się na operacyę!.. Ja jestem na brzegu przepaści. Jeżeli Weronika odzyska wzrok, ja będę na szubienicy!
∗
∗ ∗ |
Przepędziwszy pół godziny w willi, Marta powróciła do pałacyku.
Oczekiwano powrotu Henryka z niecierpliwością, gdyż wszystkim pilno było odwiedzić panią Sollier, a na to jego przyzwolenie było potrzebne.
O godzinie drugiej Filip i Henryk przybyli do willi.
Henryk przede wszystkiem udał się do niewidomej, ażeby rozpocząć kuracyę przygotowawczą, według narady, odbytej zrana z przełożonym kliniki.
Chciano mu towarzyszyć.
Odmówił energicznie.
— Chora trochę gorączkowała w chwili mego odjazdu — odrzekł. — Chcę jej dać lekarstwo i rozpocząć leczenie oczu. Obecność państwa byłaby dla mnie krępującą i zmęczyłaby Weronikę.