Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/365

Ta strona została przepisana.

I gotowa jesteś być mi posłuszną? Marta nie odpowiedziała wcale.
Dreszcz nerwowy wstrząsnął jej całem czołem.
Człowiek ów przybrał głos bardziej rozkazujący.
— Trzeba mi być posłuszną, ja tego chcę.
Dziecko podniosło się na poduszce, z nawpół otwartemi powiekami.
Spojrzenia magnetyzera wlepiły się w nią, jak u węża, który magnetyzuje ptaka.
— Będę posłuszną! — wyrzekła głosem słabym jak oddech.
— Ubieraj się.
Pod wpływem wszech władnej woli magnetyzera, jakby owładnięta niepokonalną siłą, nieświadoma swych postępków, dziewczynka wstała i ubrała się prędko, a może nawet prędzej niż zwykle, gdy się przebudzała.
— A teraz — podchwycił O’Brien, którego czytelnicy odrazu poznali — niech myśl moja stanie się twoją. Czy już?
— Tak. To, co pan myśleć będziesz, i ja tak myśleć będę jak pan...
— Wyjdź z tego domu.
Marta wyszła, a za nią amerykanin.
— Zamknij drzwi.
Marta to uczyniła.
— Weź, gdzie jest, klucz od furtki, wychodzącej na Marnę i otwórz mi furtkę.
I to dziewczynka wykonała.
Potem czekała na nowe rozkazy.