Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/367

Ta strona została przepisana.

O’Brien dotknął jej czoła.
— Nie powinnaś mieć innej woli, tylko moją — rzekł. — Będziesz posłuszną?..
— Tak — wyjąkało dziecko, pokonane niepowściągnioną władzą suggestyi.
— Przyjdziesz tu tą samą drogą — podchwycił magnetyzer. — Zatrzymasz się w tem samem miejscu, gdzie teraz jesteśmy. Zamkniesz oczy i nie będziesz widziała, co się dziać będzie.
— Zamknę oczy i nie będę widziała.
— Nie będziesz też słyszała.
— Nie.
— Teraz powróć do pałacyku, śpij snem zwyczajnym, obudź się o zwykłej godzinie. Jutro wieczorem uśnij, jak zazwyczaj i obudź się dopiero w oznaczonej chwili, ażeby mi być posłuszną.
Marta powróciła do pałacyku tą samą drogą, uśpiona, rozebrała się automatycznie i zasnęła snem głębokim.


∗             ∗

Nazajutrz zrana Marta obudziła się, jak zwykle, nie przypominając sobie żadnego szczegółu ze snu hypnotycznego.
Zajęła się gospodarstwem i otoczyła babkę troskliwością i pieszczotami!
O dziewiątej Henryk odwiedził chorą dla obandażowania.
Zbadał uważnie oczy niewidomej.