Magloire zeszedł śpiesznie do suteryny i bez żadnej trudności wyważył drzwi od więzienia Marty.
Dziecko krzyknęło z radości i padło w jego ramiona zemdlone.
∗
∗ ∗ |
O’Brien wsiadł na pociąg o godzinie pierwszej minut pięć.
O godzinie pierwszej minut czterdzieści dwie przybył do parku Saint-Maur.
U drzwi stacji spostrzegł nagle żandarmów i strażników.
— Do djabła! — szepnął — policja już na nogach! Stacje są strzeżone.
Nie mylił się.
Przez chwilę żywo się zaniepokoił, ale się i uspokoił prędko.
Dozór niezawodnie rozciągnięty był nie nad tymi, którzy przyjeżdzali do Parku, lecz nad tymi, którzy się chcieli ztąd oddalić.
Rozumowanie to było trafne.
Magnetyzer wyszedł wśród innych podróżnych, którzy wysiedli jednocześnie z pociągu i, zapuszczając się do Parku, skierował się ku willi Kasztanów.
Gdy się do niej już bardzo zbliżył, zatrzymał się, zadrżał i zbladł z przestrachu.
Z alei wychodziła gromadka ludzi, z których jeden pchał przed sobą katarynkę.
Obok szedł mańkut, trzymając dziewczynkę za rękę...