Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/39

Ta strona została skorygowana.

— Obawa, ażeby nie być natrętnym...
— W każdym razie mów pan... Jeżeli to będzie niemożebne, wręcz to panu oświadczę.
— Otóż pragnąłbym wielce obecnym być przy badaniu Weroniki Sollier. Czy to niemożebne?
— Byłoby to niemożebne, gdyby Weronika stawała przedemną jako oskarżona — odparł Daniel Savanne — i moim obowiązkiem wtedy byłoby odpowiedzieć panu: Nie. Ale tego wypadku niema, gdyż Weronika będzie przezemnie wypytywana w roli świadka. Zresztą pan znajdujesz się w warunkach wyjątkowych. Jesteś pan bliskim krewnym ofiary, a zatem interesowanym nie mniej jak sprawiedliwość w poznaniu prawdy. Przytem niektóre rzeczy w odpowiedzi świadka mogą ujść uwadze urzędnika, a nie uszłyby pańskiemu bystremu umysłowi.
— Więc pan przystaje na mą prośbę — zawołał Robert.
— Tak.
— Nie śmiałem się spodziewać, i nie wiem, jak mam panu okazać mą wdzięczność.
— Nic mi pan nie winieneś. Bądź pan jutro w mym gabinecie punktualnie o godzinie dwunastej w południe. O tym czasie, po przesłuchaniu raz jeszcze Klaudyusza Grivot i kasyera Prieura, wezwę do siebie Weronikę Sollier.
— Będę punktualnie.
— Prześlesz mi pan swój bilet i wprowadzą pana natychmiast!
Tej krótkiej rozmowy, w której bratobójca złożył dowód zarówno zręczności, jak śmiałości i obłudy,