Pan Savanne czuł się głęboko wzruszonym, nie przestał jednak wypytywać.
— Ależ — podchwycił — przynajmniej powinnaś wiedzieć, kto cię zaprowadził do domu, gdzie byłaś zamknięta?
— Nie, nie wiem... Przysięgam...
— Przestań wypytywać Martę, mój stryju — rzekł w tejże chwili Henryk. — Ona ci nic nie odpowie... nie może odpowiedzieć..!
— A to dlaczego? — zapytał pan Savanne bardzo ździwiony.
— Dlaczego?.. Ja już odgadłem... Ponieważ bezwiednie posłuszną była woli tajemniczej i wszechwładnej... Znajdowała się ona pod wpływem suggestyi i po obudzeniu nie może pamiętać nic o rozkazach, jakie jej były dane, ani o ich wykonaniu.
Urzędnicy spojrzeli po sobie z pewnym przestrachem.
— Rozumiem! rozumiem! — zawołała Weronika. — Magnetyzer! ten z ulicy Zwycięztw! O’Brien!..
— O’Brien! — powtórzył Daniel Savanne — wspólnik morderców Ryszarda Verniere!..
— Tak, to nazwisko człowieka, u którego znaleźliśmy dziecko — rzekł inspektor Berthout, podchodząc i stawiając na stole walizę, którą przyniósł jeden z agentów. — Waliza ta, przezemnie zabrana, zawiera różne dokumenty, znaczną sumę w papierach wartościowych i sporo listów, zaadresowanych do doktora O’Briena, 42 bis, ulica Zwycięztw, w Paryżu. Urządziłem ładną pułapkę w willi Kasztanów, gdzie mieszkał. Wszystkie
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/391
Ta strona została przepisana.