Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/407

Ta strona została przepisana.

W tymże języku odpowiedział Filip:
— Widzieć się z panem baronem Schwartzem.
Służący zawahał się przez chwilę, poczem odparł:
— Pana barona niema.
Filip zauważył to wahanie i podchwycił:
— Wiem, że pan twój jest w domu. Muszę się koniecznie zobaczyć z nim w pilnym interesie. Uprzedź go o mem przybyciu.
Ta pewność siebie zaimponowała lokajowi.
— Czy pan nie przychodzi czasem w imieniu czyjem? — zapytał.
Filip odrzekł śmiało na to półgłosem:
Od pana Roberta Verniere, fabrykanta z Saint-Ouen...
Zaledwie wymówił nazwisko ojczyma, służący otworzył przed nim drzwi na rozcież i wpuścił gościa do pałacyku.
— Kogo mam oznajmić panu baronowi.
— Oto mój bilet wizytowy.
Młodzieniec pomyślał:
— Zna mnie niezawodnie z nazwiska. Nie zawaha się mnie przyjąć.
— Proszę pana zaczekać sekundę.
I, pozostawiwszy gościa w przedsionku, lokaj zapukał do drzwi gabinetu swego pana.
— Co to? — zapytał tenże.
— Ktoś do pana barona od Roberta Verniere z Saint-Ouen.
Przedstawiciel Niemiec drgnął.