— Mój ojczym traktował z panem o sprzedaż pańskiemu rządowi planów pocisków wojennych i obliczeń co do nabijania tych pocisków.
— A więc?
— A więc, oddając panu rzeczy sprzedane pomylił się w planach i rachunkach.
— Czy podobna, wielki Boże! — zawołał urzędnik niemiecki, podnosząc obie ręce ku sufitowi.
— Dał panu wyliczenia naszych pierwszych prób, zamiast przyjętych świeżo w Fontainebleau przez ministra wojny.
Filip dodał, wskazując zwitek papieru, trzymany w ręku.
— Przynoszę panu prawdziwe, prosząc, ażebyś pan oddał te, które na nic się nie zdadzą, chyba, że pan jużeś je wysłał do Berlina.
— Nie, dzięki niebu, nie jeszcze — wyrzekł baron Schwartz, bardzo zmieszany tem, o czem się dowiedział. — Ale je miałem zaraz wysłać... A wtedy co za straszna odpowiedzialność zaciężyłaby na mnie. Na samą myśl drżę! A! jest opatrzność, i ona się mną opiekuje widocznie. Oddam panu pańskie formuły i plany w zamian za te, które mi pan przynosisz.
Zasadzka była tak dobrze zastawiona, że przedstawiciel niemiecki wpadł w nią bez najmniejszego podejrzenia.
Zbierał wszystkie dokumenty, podczas gdy młodzieniec rozwijał zwolna papier w który był zaopatrzony.
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/410
Ta strona została przepisana.