Niemiec, trzęsąc się cały wyjąkał:
— To zasadzka, mój panie!
— Ja to nazywam odwetem.
— Paneś sprzedał te plany, te obliczenia. Dostałeś pań za nie pieniądze!
— Robert Verniere może, ale nie hrabia Filip de Nayle!
— Jesteś pan wspólnikiem swego ojczyma...
— Ażeby służyć swemu krajowi, lecz nie aby go zdradzać
— Zgubimy pana!
— Nie boję się was!
— Pański ojczym dostał miliony.
— To niech je wam zwróci.
— On jest złodziejem i mordercą!
— To rzecz sądu a nie moja.
— My go napiętnujemy, a hańba spadnie na pańską matkę i na pana!
— Żadna skaza nie może dosięgnąć mej matki, ani mnie! No, panie baronie, dosyć tych groźb!.. Powiedz pan sobie, że to interes chybiony, i wytłomacz się swemu rządowi, jak ci się wyda najlepiej.
Niemiec zgnębiony pochylił głowę.
Filip ciągnął dalej:
— Przywołaj pan służącego.
Wilhelm Schwartz nie odpowiedział.
Ściskał rewolwer w palcach.
Głowę mu rozsadzała myśl zabić tego człowieka, który go tak wywiódł w pole i obezwładnił.
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/412
Ta strona została skorygowana.