co potwierdziło opowiadanie O’Briena, o którego zresztą prawdziwości nie wątpił.
Amerykanin również przeczytał artykuł w Genewie, dokąd przybył bez przeszkód, lecz bynajmniej nie był z niego zadowolony.
Chciano wpoić mniemanie w śmierć dziecka, które widział żyjące; musiała być w tem niezawodnie zasadzka ze strony policyi.
Popełniłby więc jak największą nieostrożność, gdyby powrócił do Francyi, dla podniesienia w Paryżu z domu bankierskiego Rotszylda sumy, przekazanej mu czekiem, podpisanym przez Roberta Verniere.
Musiał poprzestać na dwustu pięćdziesięciu tysiącach franków, otrzymanych w restauracyi Palon.
Było to niewiele, wobec jego nadziei, zwłaszcza, że stracił pokaźną sumkę, schowaną w walizie, którą agenci policyjni zabrali z willi Kasztanów.
— Ledwie kilka tysięcy franków zyskałem, mała mi się wymknęła — wyszeptał z wściekłością. — Warto się było oddać dyabłu! — Miejmy nadzieję, że się doczekam odwetu.
I, marząc o tym odwecie, udał się do Włoch, ażeby się połączyć z panną Ewą Mariani.
∗
∗ ∗ |
Była sobota zrana.
Od paru dni przygotowywano się w willi Neuilly do przyjęcia gości.
Ponieważ jadalny pokój nie był dość obszerny, dla pomieszczenia spodziewanych gości, pani Verniere kaza-