Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/416

Ta strona została przepisana.

ła postawić szeroki namiot na rozległej murawie wśród wielkich drzew i kwater kwiatowych.
Obok mniejszy namiot przeznaczony był dla orkiestry cygańskiej.
Wieczorem światło elektryczne oświetlić miało stół, zastawiony kryształami, srebrem i kwiatami.
Wielki salon willi przemieniony został w salę kwiatową, sala bilardowa zachowała naturalnie swe przeznaczenie, sala jadalna służyć miała do palenia cygar.
Kucharze, sprowadzeni z Paryża, przygotowywali śniadanie, które miało być podane w południe.
Godzina dziewiąta wybiła, a Robert jeszcze nie przyjechał.
Pani Verniere zaczynała się dziwić i niepokoić i zwierzyła się z tem synowi.
Filip, obdarzony niepowszednią siłą woli, z twarzą uśmiechniętą, pomimo nawału bolesnych myśli, uspokoił ja, upewniając, że ojczym w razie jakiego wypadku przysłałby telegram.
O jedenastej przybyli pierwsi goście.
Aurelia z synem przyjęła ich, tłómacząc nieobecność mimowolną i chwilową pana domu.
Klaudyusz Grivot ukazał się, towarzysząc najstarszym robotnikom fabrycznym.
Ukłonił się pani Verniere i wyciągnął rękę do Filipa.
Posępnie zaświeciły się źrenice młodzieńca przez chwilę, miał jednak tyle odwagi, że się uśmiechnął i dał sobie uścisnąć palce przez wspólnika ojczyma.
Daniel Savanne razem przybył z synowcem.