Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/427

Ta strona została skorygowana.

— Droga pani Verniere — odpowiedział sędzia — mam z panią pomówić o rzeczy bardzo drażliwej i obawiałbym się niedyskretnych uszu.
Żona Roberta spojrzała na pana Savanne niespokojnie.
— Pan mnie przestrasza.
— Niech się pani nie lęka, ale gdzie moglibyśmy mówić tak, ażeby nas nikt nie słyszał?
— Pójdźmy do gabinetu męża.
Po chwili weszli do gabinetu, który oświetlała lampa, stojąca na biurku.
— Cóż pan chce mi powiedzieć?
— Wszak mąż pani pierwszy nazywał się Henryk de Nayle?
— Tak — odrzekła Aurelia, a owładnęło nią nagle przeczucie nieszczęścia.
Daniel ciągnął dalej:
— Wszak pieczątka, której używał do pieczętowania listów nosiła dwie cyfry?
— Tak mi się zdaje.
— Niech pani sobie przypomni... Czy na tej pieczątce nie były wyryte: H. N.?..
Pani Verniere była coraz niespokojniejszą.
— Nie pamiętam... — rzekła.
Pan Savanne, wyjąwszy z kieszeni kamizelki kopię breloka, pokazał go raptownie Aurelii i zapytał:
— Wszak pani powinna pamiętać klejnocik, który do niego należał?
Rzeczywiście, od pierwszego spojrzenia matka Filipa poznała przedmiot, który jej pokazał sędzia śledczy.