Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/435

Ta strona została skorygowana.

To mówiąc, pani Sollier, łącząc czyn ze słowem, zdarła wstążeczkę czerwoną z surduta Roberta i, skrzyżowawszy ręce, dodała:
— Czy powiesz jeszcze, że jestem ślepą, morderco?
Bratobójca wydał okrzyk wściekłości, wziąwszy z biurka nóż ze stali damasceńskiej do rozcinania papieru, zamierzył się na oskarżycielkę, która ani się nie poruszyła dla uniknięcia ciosu.
Ale już pani Verniere rzuciła się między nią a nim, zasłaniając ją sobą.
— Zanim ją uderzysz, mnie zabijesz! — wyrzekła.
Przez drzwi w głębi nowa osoba niespodziewana wbiegła, wołając:
— Nie bój się, pani, on nikogo nie zabije! Ja tu jestem!
Był to Magloire, a za nim biegła Marta.
Jedyną ręką dzielny mańkut schwycił Roberta za ramię i rozbroił go, podczas gdy Marta, przybiegłszy do Weroniki, objęła ją rączkami i szeptała:
— Nie bój się, babciu, my tu jesteśmy! Nasz przyjaciel Magloire czuwa nad tobą...
Teraz się otworzyły drzwi boczne od gabinetu.
Z lewej strony wszedł Henryk wraz z Aliną i Matyldą. Z prawej Daniel Savanne i Filip de Nayle.
Robert cofnął się, chwiejąc.
Nogi się pod nim uginały. Czuł, że jest zgubiony.
Filip się zbliżył.
— Doświadczenie już nastąpiło — rzekł, zwracając się do sędziego i jego synowca — i udało się zupełnie. Słyszeliście, co powiedział ten człowiek — tu wskazał na