Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/437

Ta strona została przepisana.

— Człowiek ten jest zdrajcą, agentem i to nie od wczoraj! Oddawna już, lata całe. Poszukiwany w gronie swych szpiegów. Ten list tego dowodzi, panie sędzio śledczy, ten list adresowany do ambasadora niemieckiego, o którego odcyfrowanie pan mnie prosił.
Młodzieniec oddał list Danielowi i ciągnął dalej:
Na szczęście, wykryłem, że ten nikczemnik, sprzedał kraj nasz wrogowi. Fortelem potrafiłem odebrać agentowi niemieckiemu, co mu wydał za złoto!.. Plany, modele, wyliczenia, wszystko to wróciło do mych rak!.. To wyrzutek, najpodlejszy z ludzi, i w imieniu Francyi, zdradzonej przez niego, znieważonej przez niego, policzkuję jego twarz judaszowską.
I ręka Filipa opadła na policzek Roberta Verniere.


LXIX.

Bratobójca wydał okrzyk dzikiego zwierzęcia i jak jaguar chciał się rzucić na pasierba.
Lecz Filip, cofając się o krok, wyjął z kieszeni nabity rewolwer i wymierzył w niego, mówiąc:
— Ani kroku! bo strzelę!
Aurelia krzyknęła ze zgrozy.
— W imię nieba, Filipie! oszczędź go! — rzekła błagalnie. — Bez krwi! Nie bądź ojcobójcą!
— Ojcobójcą! — powtórzył młodzieniec z wyrazem przygniatającj pogardy. Zapominasz, moja matko, że ja się nazywam Filip de Nayle! Ten człowiek, dzięki Bogu, nie jest moim ojcem...