Pan Savanne znał Weronikę Sollier z widzenia.
W fabryce w Saint-Ouen, gdzie często bywał u Ryszarda Verniere, otwierała mu drzwi, i kłaniał się jej w przejściu.
Gdy wprowadzona przez woźnego przestąpiła próg gabinetu, na widok tej pełnej szwów twarzy biednej kobiety, której czoło znikało jeszcze pad bandażami, na widok zwłaszcza tych oczu bez wejrzenia, sędzia śledczy nie mógł się powstrzymać od okazania litości.
Kasyerowi Prieur ścisnęło się serce.
Robert Verniere zbladł nieco.
Klaudyusz Grivot uczuł dreszcz, przebiegający mu po skórze, a na skronie wystąpił mu pot.
Co powie ta kobieta? Co zrozumiała? Co zapamiętała? Jakie znaczenie mieć będzie jej zeznanie?
Bratobójca i jego wspólnik łączyli się w tej chwili razem w jednej wspólnej myśli:
— Oto prawdziwe niebezpieczeństwo! Jeżeli wyjdziemy z niego cało, bezkarność jest nam zapewniona.
— Pomóż pan pani Sollier usiąść — rzekł urzędnik, wskazując fotel przy biurku.
Woźny doprowadził niewidomą do fotelu, pomógł jej usiąść i oddalił się.
Daniel Savanne skinął na swego sekretarza, który z piórem w ręce gotował się do pisania, i odezwał się do Weroniki.
— Wiele ucierpiałaś, moja biedna pani Sollier.
— Tak, panie — odpowiedziała — bardzo, i cierpię jeszcze, zwłaszcza moralnie, i zapytuję sama siebie, czy nie lepiej byłoby, ażeby mnie zabiła na miejscu kula, która
Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/44
Ta strona została skorygowana.