Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/445

Ta strona została przepisana.

Wtedy Grivot głosem drżącym zapytał mnie:
— Czy chcesz mnie pan zamordować?
— Ja cię nie chcę zamordować, ponieważ nie jestem ani mordercą, ani zbrodniarzem, ani podpalaczem, jak ty... Ja ci wyświadczę wielki zaszczyt, że będziesz się bił ze mną... tak jak gdybyś był uczciwym człowiekiem... Weź ten rewolwer, ja mam drugi, policzymy dwadzieścia kroków i palniemy do siebie.
On wziął broń, ja wyciągnąłem drugi rewolwer cofnąłem się, ale nie odwracając się tyłem do łotra. Ostrożność! byłby mnie pewnie zastrzelił ztyłu... O dwadzieścia kroków zatrzymałem się.
— Raz! dwa! trzy! Pal!
Strzelił jednocześnie ze mną. Zręczny był ptaszek... Kula jego przeszyła mi mięśnie w ramieniu, podczas gdy moja przebiła mu skroń. Taka sama rana, jaką zadał Weronice.
Padł trupem na miejscu. Podniosłem rowolwer, pchnąłem nogą ciało bandyty do Sekwany, gdzie go ryby jedzą, i tyle...
— Magloire! — rzekł Daniel Savanne. — Chodź ze mną do prokuratora i opowiedz mu, coś mi opowiedział.
Prokurator wysłuchał i, kiedy Magloire skończył, wypowiedział swą opinię.
— Pojedynek bez świadków... jest to czyn przestępny; to pewne, ale zachodzą okoliczności, niezmiernie łagodzące... Sprawie nie nada się biegu.


∗             ∗