Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/46

Ta strona została przepisana.

— Powiem panu wszystko, com widziała, wszystko, co mi jest wiadomem.
Nowy znak sędziego śledczego wskazał sekretarzowi, że badanie ma się rozpocząć.
Daniel przystąpił przede wszystkiem do formalności prawnych, dotyczących, nazwisk, imion, miejsca zamiesznia i t. d.
Potem zapytał:
—Dnia 1-go stycznia pan Verniere wyszedł z fabryki dość wcześnie, nieprawdaż?
— Tak, panie, i powiedział mi, że wróci późno i że mogę rozporządzać swym czasem.
— Byłaś pani sama w domu?
Z wnuczką... Służąca pana Ryszarda pojechała w przeddzień wieczorem do Vincennes, do swego syna, i oddała mi jak zwykle klucze pana, ażebym mogła wszystko uporządkować podczas jego nieobecności...

― Służąca powrócić miała we wtorek zrana?
— O godzinie pierwszej.
— Czy skorzystałaś pani z pozwolenia, jakie ci dał pan Verniere?
— W ciągu dnia, nie, panie... Chciałam iść na cmentarz z Martą, ażeby się pomodlić na grobie jej matki, ale czas był za chłodny, wiatr nader gwałtowny. Lękałam się, ażeby taka pogoda nie zaszkodziła dziecku.
— Czy panią kto odwiedzał w ciągu dnia?
— Tak, panie, poczciwy chłopiec, o którym panu wspomniałam przed chwilą i którego przywiązanie do mnie jest niezrównane... Przyszedł, ażeby nas trochę rozerwać w naszem zmartwieniu i prosić, ażebyśmy razem z nim