Strona:PL X de Montépin Marta (1898).djvu/48

Ta strona została przepisana.

do snu i sama się położyłam do łóżka... Ale pozwól się pan zapytać. — dodała Weronika — w czem pana mogą objaśnić te wszystkie szczegóły bez znaczenia?..
— Niezawodnie to odezwanie się pani Sollier było najzupełniej niewłaściwe.
I Daniel Savanne zlekka zmarszczył brwi, ale biedna kobieta tyle wycierpiała, tak była nieszczęśliwa, że nie zwrócił uwagi jej na to zachowanie i odparł:
— Potrzebuję wiadomości dokładnych, szczegółów najdrobniejszych. Nic nie jest bezużytecznego w śledztwie sądowem; fakt, który wydaje się pani, niemającym znaczenia, może mieć dla mnie wielką doniosłość. Przystąpimy zaś niezwłocznie do części prawdziwie interesującej zeznania pani..
Robert i Klaudyusz odzyskali trochę spokoju.
Dotychczas odpowiedzi niewidomej nie przynosiły dla śledztwa żadnego wyjaśnienia. Czyżby tak było do końca? Daniel Savanne ciągnął dalej:
— Miałaś pani u siebie — zapytał — klucze od bram, wychodzących na kanał Saint-Ouen i na sąsiednie place, otoczone wysokim parkanem?
— Tak, panie, co wieczór, po zamknięciu, bram, przynoszono mi klucze, a ja zawieszałam je na odpowiednich haczykach, na desce, do tego przeznaczonej.
— Rzeczywiście znaleziono, je tam, ale znaleziono też bramy otwarte,
— To znaczy, że mordercy mieli dorobione klucze, albo wyłamali bramy.
— Jeżeli tylko ich samych im nie otworzono.